Marta ma 37 lat, dwa i pół roku temu dowiedziała się, że ma raka piersi. Jest matką dwójki dzieci.
Dlaczego? To pytanie, które zawsze nam towarzyszy. Rozmowa z Martą.

Marta ma 37 lat, dwa i pół roku temu dowiedziała się, że ma raka piersi. Jest matką dwójki dzieci

Jak się czuje kobieta, która słyszy diagnozę – rak?

Na początku jest ogromny strach. Taki wręcz irracjonalny i paraliżujący. Niby przed tą diagnozą człowiek robi badania, wie, że coś jest nie w porządku, powinien się jakoś oswoić z myślą, że może mieć nowotwór, ale dopóki nie ma potwierdzenia czarno na białym – wierzy, że to tylko jakaś niegroźna zmiana, nie traci nadziei. Gdy już przychodzi wynik biopsji, a w nim potwierdzenie, że to rak – ziemia osuwa się spod nóg, świat się wali. Dosłownie. Ja byłam przerażona. Czułam się jak w jakimś transie. Tylko niestety to nie był sen.

Jak się dowiedziałaś o chorobie?

W trakcie kąpieli wyczułam małe zgrubienie w piersi w okolicach pachy. Nie martwiłam się bardzo, ale postanowiłam to skontrolować. Poszłam prywatnie na USG, tam lekarz skierował mnie na biopsję. Zaczęło się robić poważnie.

Bałaś się, że to rak?

Na początku myślałam, że to niegroźna zmiana. Wydawało mi się, że jestem za młoda na raka. Właściwie aż do momentu jednoznacznej diagnozy wierzyłam, że to coś łagodnego.

Jak poznałaś diagnozę, co wtedy pomyślałaś?

Poszłam do lekarza odebrać wyniki biopsji. To były najgorsze chwile w moim życiu, ale dziś myślę, że miałam szczęście – lekarz od razu przedstawił mi plan działania, zarysował koncepcję leczenia i – co najważniejsze – przekonał, że dziś raka piersi się leczy i mam spore szanse na powrót do zdrowia. Później w momentach najczarniejszej rozpaczy przypominałam sobie te słowa i kurczowo się ich trzymałam.

Mówię o tym, że miałam w tym nieszczęściu szczęście, bo niestety nie wszystkie pacjentki poznają diagnozę u lekarza. Znam kobiety, które o tym, że mają raka dowiedziały się googlując wynik badania w internecie, szukając tłumaczenia łacińskich sformułowań, niektóre zostały poinformowane przez telefon. Wtedy musi być znacznie trudniej.

O co pytałaś lekarza w trakcie tej pierwszej wizyty?

Przede wszystkim o to, co ze mną będzie. Czy to już wyrok, czy mam się szykować na najgorsze, czy mam szanse na długie życie. To było najważniejsze – ważniejsze od technicznych aspektów leczenia. Usłyszałam, że rak piersi to dziś właściwie choroba przewlekła. To mnie odrobinę uspokoiło, że mam jakieś opcje, że jest cień nadziei, że jeszcze nie wszystko stracone. Jestem mamą dwójki dzieci. Córka chodzi już do szkoły, syn jest w wieku przedszkolnym. Najważniejsze było pytanie, czy zdążę ich wychować.

Wiedziałaś jak wygląda leczenie onkologiczne?

Miałam jakieś tam pojęcie. Wiedziałam, że raka się operuje, podejrzewałam, że stracę pierś i będę miała chemioterapię. Nie wiedziałam natomiast, jak to wygląda w praktyce, jakie są możliwości, schematy terapii, nie miałam pojęcia o terapiach celowanych. Dziś wiem znacznie więcej na ten temat. Przede wszystkim wiem, że są różne typy raka piersi i w zależności od typu guza i wyniku tak zwanych receptorów dobierane jest leczenie.

Jak przebiegało Twoje leczenie?

Na początku była operacja. Tak jak mówiłam, myślałam, że stracę pierś, ale trafiłam na wspaniałych lekarzy, którzy zaproponowali mi mastektomię z jednoczesną rekonstrukcją. W czasie takiej operacji usuwa się chorą pierś i wstawia nową. Zostaje skóra i brodawka. To było dla mnie ważne. Dzięki temu ani przez moment nie czułam, że coś straciłam. W ogóle niewiele osób wie, że rak nie oznacza automatycznie straty piersi. Wiele moich koleżanek miało tak zwane operacje oszczędzające – takie, w których wycina się tylko guza, a pierś zostawia. Moje piersi były za małe na taki zabieg.

Co było po operacji?

Po operacji czekałam na wynik histopatologiczny. Zbadano to, co mi wycięto. Gdy wynik przyszedł, lekarze zdecydowali, że będę mieć chemioterapię, a po niej hormonoterapię.

Bałaś się chemii?

Oczywiście. Chyba każdy się boi na początku. Nie wiedziałam, jak będę się czuła, jak będzie to wszystko wyglądać. Ale, jak widać – znalazłam w sobie siłę, dałam radę i dziś wiem, że można przez to przejść. Nie dość, że udało mi się przetrwać ten czas, to jeszcze paradoksalnie, udało mi się go całkiem nieźle wykorzystać. Pierwsze dni po wlewach były kiepskie, nie miałam siły wstać z łóżka, ale później nie było najgorzej. Miałam więcej czasu dla córek. Mogłam je odprowadzać do szkoły i przedszkola, pójść na spokojnie w ciągu dnia po zakupy, pogapić się przez okno w kawiarni, ugotować coś pysznego, poczytać książkę. W trakcie chemii, gdy nie pracowałam, uświadomiłam sobie, że pierwszy raz od lat nie muszę nigdzie pędzić. Nie musiałam być mistrzynią logistyki, mogłam trochę zwolnić. To pomaga inaczej spojrzeć na życie, od nowa ułożyć priorytety i cieszyć się z drobiazgów.

Który momenty były najtrudniejsze?

Dla mnie – dwa momenty – sama diagnoza i utrata włosów. Zawsze miałam bujne długie włosy, wiele osób zachwycało się, że są takie gęste. Bolało, gdy musiałam je zgolić… wtedy naprawdę sobie uświadomiłam, że mam raka. Spojrzałam w lustro i przeżyłam szok, bo przez całe dorosłe życie, czyli od prawie dwudziestu lat wyglądałam podobnie. Oczywiście przybyło mi zmarszczek, czy siwych włosów, ale nie zmieniałam wizerunku. A tu życie zmusiło mnie do diametralnej zmiany. Te pierwsze chwile bez włosów były bardzo trudne. Buzia przy takiej “fryzurze” wygląda zupełnie inaczej. Później już się przyzwyczaiłam do tej mojej łysiny. Nawet byłam chwilami z niej zadowolona, bo sama bym nigdy nie zdecydowała się na tak odważny krok, a tak mogłam poczuć się jak Demi Moore w GI Jane.

Miałaś wsparcie najbliższych?

Tak i wiem, że to ogromne szczęście. Nie raz przed gabinetem na onkologii słyszałam historie o tym, jak dziewczyny zostały same w chorobie. Zdarza się, że partnerzy odchodzą, chyba ze strachu, trudno powiedzieć, ale to w chorobie dodatkowy cios. Ja miałam to szczęście, że mój partner od samego początku bardzo mnie wspierał. Miałam poczucie, że przeszliśmy przez to razem, że udało nam się zdać ten trudny egzamin. Wspierały mnie też najbliższe przyjaciółki. W najtrudniejszych dniach, gdy nie miałam siły zająć się dziećmi – pomagały w opiece. No i byli też moi rodzice. Na początku bałam się im powiedzieć o chorobie, to już starsi ludzie, sami mają problemy ze zdrowiem, martwiłam się, jak zareagują. Wiadomość o mojej chorobie przyjęli zaskakująco dobrze. Okazało się, że mama ma w swojej miejscowości sąsiadkę, która jest już kilkanaście lat po leczeniu. Ta ich wiara, że wszystko będzie w porządku, że skoro sąsiadka przez to przeszła, to i mnie się uda – dodała mi sił. Takie pozytywne przykłady są bardzo budujące. Dają nadzieję.

Jak dziś wygląda twoje życie?

Normalnie. Prawie tak jak przed chorobą. Mówię prawie – bo dziś żyję inaczej, pełniej. Nie odkładam niczego na później, staram się cieszyć z drobiazgów, nie przejmować głupotami, bo wiem, że nie warto. Staram się też bardziej o siebie dbać – uprawiać sport, nie jeść w biegu. Nie zawsze się to udaje, ale próbuję. Wróciłam do pracy, jestem bardzo aktywna. Ale i w pracy inaczej podchodzę do wyzwań, jak nie jest to absolutnie konieczne, nie zostaję po godzinach. Bardziej walczę o swoje, o projekty, które mnie interesują, nie czekam, aż mnie ktoś dostrzeże, bo wiem, że mogę się nie doczekać.

Czujesz się jeszcze pacjentką onkologiczną?

Czasami sobie o tym przypominam. Ciągle jestem w trakcie hormonoterapii, codziennie przyjmuję tabletki, raz w miesiącu muszę robić zastrzyk. Chodzę na onkologię po recepty i skierowania na badania kontrolne. Nie jest to jakoś bardzo uciążliwe, ale nie pozwala zapomnieć. No i jest strach, czy choroba nie wróci. Zdarza się, że nawet drobne rzeczy jak wysypka, czy ból głowy bardzo mnie stresują. Ale staram się wtedy tłumaczyć sobie, że i osoby, które nie chorowały na raka mogą mieć takie objawy.

O czym marzysz?

Żeby żyć długo w jak najlepszym zdrowiu, żeby rak nigdy nie wrócił i żeby moja rodzina była zdrowa. Niby takie banalne, wyświechtane życzenia, ale jednak wiem, że to najważniejsze. Jak będzie zdrowie, z resztą sobie poradzę.

Twój lekarz przepisał
Ci długotrwałą terapię?
Obawiasz się, że zapomnisz
o przyjęciu leku o czasie?

Pobierz aplikację